piątek, 2 marca 2018

Wiosenne zmiany

Jest już marzec, a to czas intensywnej rekrutacji do Southwestern Advantage. Ja sama zostałam zrekrutowana jakoś na przełomie marca/kwietnia. Chciałabym więc podzielić się swoimi wspomnieniami, opowiedzieć o programie. W kolejnych postach opiszę każdy etap rekrutacji oraz na czym dokładnie polega ta praca, a następnie o czasie spędzonym w Stanach. Teraz jednak w dużym skrócie przedstawię swoje przemyślenia na temat wyjazdu.


 Pierwszy rok na studiach minął mi pod znakiem imprez, randek i spotkań ze znajomymi. Rozkoszowałam się wolnością i okazyjnie zaglądałam do książek.
Wraz z rozpoczęciem trzeciego semestru, postanowiłam coś zmienić. Pójść bardziej w rozwój osobisty, zrobić coś dodatkowo. Zastanawiałam się, co takiego mogłoby mnie zainteresować.
Gdy usłyszałam od bliskiej koleżanki o prezentacji na temat wyjazdu do USA, nie zastanawiałam się ani chwili, a z sali wyszłam oczarowana! I umówiona na pierwsze spotkanie. Pamiętam, że poszłam na nie bardzo zdenerwowana. Nie wiedziałam czego się spodziewać po tej rozmowie i od czego ona zależy. Dodatkowym strachem napawała mnie wizja konwersacji po angielsku. Nie używałam tego języka od matury! Lęk minął jednak szybko, a zanim się obejrzałam, miałam za sobą kolejne spotkania i oficjalnie znalazłam się w programie. Moja manager solidnie mnie przygotowywała.
Od razu zaufałam firmie. Nie miałam żadnych obaw. Wierzyłam w proces i w nauki, jakie pobierałam od osób z większym doświadczeniem. Rozmowy z nimi przekonały mnie, jak niezwykły jest ten projekt. Chodziłam na każde spotkanie, by wiedzieć jak najwięcej. Kiedy w trakcie przygotowań nachodziły mnie wątpliwości, bliscy szybko przypominali mi, dlaczego nie powinnam rezygnować. Jestem dziś bardzo wdzięczna za całe wsparcie jakie otrzymałam od przyjaciół i rodziny. Miałam to szczęście, że rodzice od początku byli bardzo podekscytowani szansą jaką daje SW i wspierali mnie na każdym kroku.
Ludzie często powtarzają mi, że jestem odważna. Słyszałam to zarówno od Polaków jak i Amerykanów. Młoda dziewczyna wyjeżdża do Stanów, by sprzedawać książki od drzwi do drzwi. Brzmi jak szaleństwo? Dla mnie brzmiało jak przygoda życia. I tym właśnie było. To najlepsze doświadczenie jakie mnie spotkało.
SW wiele zmieniło. Zmieniło mnie. Na początku myślałam, że tego nie zauważę. A już na pewno nie podczas lata. Jednak ja sama zauważyłam jak inna się stałam.
Wydaje mi się, że tę zagubioną w świecie, wiecznie bujającą w obłokach, niezorganizowaną i rozkojarzoną Anię zostawiłam w Nashville. Zamiast niej pojawiła się nowa. Pewniejsza siebie i wiedząca czego chce i jak to osiągnąć. W niesamowity sposób zmieniło się też moje postrzeganie świata. Zrozumiałam jak ważne jest to, co mówimy do siebie i to, o czym myślimy. Nauczyłam się też, by akceptować rzeczy, które się dzieją, a na które nie mamy wpływu. Nie wszystko potrafimy kontrolować. Powinniśmy się więc skupić na rzeczach, które potrafimy i robić to najlepiej jak umiemy. Dzięki temu jesteśmy szczęśliwsi.
Bycie pozytywną osobą zdecydowanie ułatwia stosunki międzyludzkie. Po pracy w Southwestern, wiem, że nie boję się życia. Nie boję się samotnych podróży, nie boję się spytać obcą osobę o drogę. Jestem samodzielna i niezależna. Wiem, że mogę osiągnąć wszystko, jeśli tylko będę chciała. Każde bariery jestem w stanie pokonać. Te największe tworzymy zazwyczaj my sami. Jest to głównie efekt naszego lenistwa lub niepewności, lęku przed zmianami. Teraz, po moim pierwszym lecie chcę z błyskiem w oku kroczyć przez życie. Chcę spełniać swoje marzenia i realizować cele. Bo wiem, że mogę. Jestem silniejsza zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Moją zmianę dostrzegają przyjaciele, a także wykładowcy! To wręcz nieprawdopodobne!
Co bardzo mi się podobało w wyjeździe, to zdecydowanie możliwość podróżowania. Zwiedzanie zawsze mnie fascynowało, a Stany od dawna były na mojej liście miejsc do zobaczenia. Byłam niezwykle podekscytowana każdym z wielu stanów, jakie udało mi się odwiedzić w to lato. Czuję, że nawet na wszelkie warunki klimatyczne jestem już uodporniona.
Oczywistą korzyścią jest także poprawa angielskiego. Obecnie nie mam oporu, by rozmawiać z kimś w tym języku, wcześniej hamował mnie wewnętrzny lęk.
Przed wakacjami zostałam bardzo dobrze przygotowana, więc spodziewałam się najgorszego. Wiedziałam co może mi się przytrafić w ciągu lata. Szczerze mogę stwierdzić, że nie żałuję ani jednego dnia w pracy. Każda chwila spędzona tam jest dla mnie cenna i niezapomniana. Codziennie uczyłam się i doświadczałam czegoś nowego. Jestem w stanie stwierdzić, że nie było czegoś, co byłoby dla mnie zbyt trudne. Dzięki SW wiem jak rozwiązywać problemy, jak znajdować rozwiązanie w każdej sytuacji.
To co bardzo cenię w tej pracy, to ludzie. Ludzie, których każdego dnia poznawałam, z którymi rozmawiałam, od których się uczyłam i z którymi dzieliłam się przeżyciami. Ale najważniejsze osoby, to moi przyjaciele, z którymi miałam przyjemność pracować. Nie sądziłam, że tak bardzo można się zżyć w przeciągu kilku tygodni, ale to możliwe. Moja organizacja stanowiła namiastkę rodziny. Byli ludźmi, w których miałam oparcie. W ich towarzystwie zawsze był śmiech i radość. Będąc tam, czułam, że jestem częścią, czułam, że jestem na właściwym miejscu. Bo oni rozumieli. I managerowie również rozumieli. Rozumieli najbardziej. Jestem wdzięczna za ich pomoc przed i w ciągu lata. Ich cenne rady i wskazówki były bardzo przydatne.
Dzięki SW narodziły się nowe więzi, przyjaźnie i miłości.
To coś więcej niż letnia praca. To coś więcej niż jakakolwiek praca. Sądzę, że każdy powinien tego spróbować. Chociaż raz. Uważam też, że to praca dla wszystkich. Nie ma tu dyskryminacji. Wierzę, że jeśli człowiek chce, potrafi osiągnąć zamierzony cel i jest w stanie podjąć się na pozór niemożliwego zadania.

Więc komu polecam wyjazd? Każdemu. Dlaczego? Bo to potrafi zmienić całe życie i jest to niepowtarzalna okazja na poznanie samego siebie. Warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz