Jest już marzec, a to czas intensywnej rekrutacji do Southwestern Advantage. Ja sama zostałam zrekrutowana jakoś na przełomie marca/kwietnia. Chciałabym więc podzielić się swoimi wspomnieniami, opowiedzieć o programie. W kolejnych postach opiszę każdy etap rekrutacji oraz na czym dokładnie polega ta praca, a następnie o czasie spędzonym w Stanach. Teraz jednak w dużym skrócie przedstawię swoje przemyślenia na temat wyjazdu.
Pierwszy rok na studiach minął mi pod znakiem imprez, randek i spotkań ze znajomymi. Rozkoszowałam się wolnością i okazyjnie zaglądałam do książek.
Wraz z rozpoczęciem trzeciego semestru, postanowiłam coś zmienić. Pójść bardziej w rozwój osobisty, zrobić coś
dodatkowo. Zastanawiałam się, co takiego mogłoby mnie
zainteresować.
Gdy usłyszałam od bliskiej koleżanki o prezentacji na temat
wyjazdu do USA, nie zastanawiałam się ani chwili, a z sali wyszłam
oczarowana! I umówiona na pierwsze spotkanie. Pamiętam, że poszłam
na nie bardzo zdenerwowana. Nie wiedziałam czego się spodziewać po
tej rozmowie i od czego ona zależy. Dodatkowym strachem napawała
mnie wizja konwersacji po angielsku. Nie używałam tego języka od
matury! Lęk minął jednak szybko, a zanim się obejrzałam, miałam
za sobą kolejne spotkania i oficjalnie znalazłam się w programie.
Moja manager solidnie mnie przygotowywała.
Od razu zaufałam firmie. Nie miałam żadnych obaw. Wierzyłam w
proces i w nauki, jakie pobierałam od osób z większym
doświadczeniem. Rozmowy z nimi przekonały mnie, jak niezwykły jest
ten projekt. Chodziłam na każde spotkanie, by wiedzieć jak
najwięcej. Kiedy w trakcie przygotowań nachodziły mnie
wątpliwości, bliscy szybko przypominali mi, dlaczego nie powinnam
rezygnować. Jestem dziś bardzo wdzięczna za całe wsparcie jakie
otrzymałam od przyjaciół i rodziny. Miałam to szczęście, że
rodzice od początku byli bardzo podekscytowani szansą jaką daje SW
i wspierali mnie na każdym kroku.
Ludzie często powtarzają mi, że jestem odważna. Słyszałam to
zarówno od Polaków jak i Amerykanów. Młoda dziewczyna wyjeżdża
do Stanów, by sprzedawać książki od drzwi do drzwi. Brzmi jak
szaleństwo? Dla mnie brzmiało jak przygoda życia. I tym właśnie
było. To najlepsze doświadczenie jakie mnie spotkało.
SW wiele zmieniło. Zmieniło mnie. Na początku myślałam, że tego
nie zauważę. A już na pewno nie podczas lata. Jednak ja sama
zauważyłam jak inna się stałam.
Wydaje mi się, że tę zagubioną w świecie, wiecznie bujającą w
obłokach, niezorganizowaną i rozkojarzoną Anię zostawiłam w
Nashville. Zamiast niej pojawiła się nowa. Pewniejsza siebie i
wiedząca czego chce i jak to osiągnąć. W niesamowity sposób
zmieniło się też moje postrzeganie świata. Zrozumiałam jak ważne
jest to, co mówimy do siebie i to, o czym myślimy. Nauczyłam się
też, by akceptować rzeczy, które się dzieją, a na które nie
mamy wpływu. Nie wszystko potrafimy kontrolować. Powinniśmy się
więc skupić na rzeczach, które potrafimy i robić to najlepiej jak
umiemy. Dzięki temu jesteśmy szczęśliwsi.
Bycie pozytywną osobą zdecydowanie ułatwia stosunki międzyludzkie.
Po pracy w Southwestern, wiem, że nie boję się życia. Nie boję
się samotnych podróży, nie boję się spytać obcą osobę o
drogę. Jestem samodzielna i niezależna. Wiem, że mogę osiągnąć
wszystko, jeśli tylko będę chciała. Każde bariery jestem w
stanie pokonać. Te największe tworzymy zazwyczaj my sami. Jest to
głównie efekt naszego lenistwa lub niepewności, lęku przed
zmianami. Teraz, po moim pierwszym lecie chcę z błyskiem w oku
kroczyć przez życie. Chcę spełniać swoje marzenia i realizować
cele. Bo wiem, że mogę. Jestem silniejsza zarówno psychicznie, jak
i fizycznie. Moją zmianę dostrzegają przyjaciele, a także
wykładowcy! To wręcz nieprawdopodobne!
Co bardzo mi się podobało w wyjeździe, to zdecydowanie możliwość
podróżowania. Zwiedzanie zawsze mnie fascynowało, a Stany od dawna
były na mojej liście miejsc do zobaczenia. Byłam niezwykle
podekscytowana każdym z wielu stanów, jakie udało mi się
odwiedzić w to lato. Czuję, że nawet na wszelkie warunki
klimatyczne jestem już uodporniona.
Oczywistą korzyścią jest także poprawa angielskiego. Obecnie nie
mam oporu, by rozmawiać z kimś w tym języku, wcześniej hamował
mnie wewnętrzny lęk.
Przed wakacjami zostałam bardzo dobrze przygotowana, więc
spodziewałam się najgorszego. Wiedziałam co może mi się
przytrafić w ciągu lata. Szczerze mogę stwierdzić, że nie żałuję
ani jednego dnia w pracy. Każda chwila spędzona tam jest dla mnie
cenna i niezapomniana. Codziennie uczyłam się i doświadczałam
czegoś nowego. Jestem w stanie stwierdzić, że nie było czegoś,
co byłoby dla mnie zbyt trudne. Dzięki SW wiem jak rozwiązywać
problemy, jak znajdować rozwiązanie w każdej sytuacji.
To co bardzo cenię w tej pracy, to ludzie. Ludzie, których każdego
dnia poznawałam, z którymi rozmawiałam, od których się uczyłam
i z którymi dzieliłam się przeżyciami. Ale najważniejsze osoby,
to moi przyjaciele, z którymi miałam przyjemność pracować. Nie
sądziłam, że tak bardzo można się zżyć w przeciągu kilku
tygodni, ale to możliwe. Moja organizacja stanowiła namiastkę
rodziny. Byli ludźmi, w których miałam oparcie. W ich towarzystwie
zawsze był śmiech i radość. Będąc tam, czułam, że jestem
częścią, czułam, że jestem na właściwym miejscu. Bo oni
rozumieli. I managerowie również rozumieli. Rozumieli najbardziej.
Jestem wdzięczna za ich pomoc przed i w ciągu lata. Ich cenne rady
i wskazówki były bardzo przydatne.
Dzięki SW narodziły się nowe więzi, przyjaźnie i miłości.
To coś więcej niż letnia praca. To coś więcej niż jakakolwiek
praca. Sądzę, że każdy powinien tego spróbować. Chociaż raz.
Uważam też, że to praca dla wszystkich. Nie ma tu dyskryminacji.
Wierzę, że jeśli człowiek chce, potrafi osiągnąć zamierzony
cel i jest w stanie podjąć się na pozór niemożliwego zadania.
Więc komu polecam wyjazd? Każdemu. Dlaczego? Bo to potrafi zmienić
całe życie i jest to niepowtarzalna okazja na poznanie samego
siebie. Warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz