niedziela, 7 stycznia 2018

Co to znaczy Bookgirl?

Jestem Bookgirl. Ale co to właściwie znaczy?
Założyłam blog, bo moim pierwotnym planem było pisanie o życiu i pracy w Stanach. To było naprawdę ciekawe i warte tego, by się tym podzielić. Jednak poprzedni rok był dość trudny i blog popadł w zapomnienie. Nikt na niego nie wchodził. Nawet ja.
Powoli zbieram się do tego, by pisać o Stanach, ale chcę też dzielić się tu innymi historiami.

W USA przez cztery miesiące pracowałam door to door. Sprzedawałam książki edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Całe lato książki, książki i książki. Tysiące bookgirls i bookmens od samego rana pukało do drzwi amerykańskich rodzin. Z ciężkimi plecakami, w niebieskich koszulkach. To my. Bookpeople.

Wiecznie głodna, jeżdżąca rowerem, zdana tylko na siebie, ale uśmiechnięta. Byłam Bookgirl. Byłam z tego dumna.

Pewnej niedzieli, kiedy jechałam ze swoimi współlokatorkami na spotkanie naszej organizacji, śmiejąc się powiedziałam do jednej z dziewczyn, że całe życie czytam książki i całe życie piszę, a moim marzeniem jest wydanie kiedyś własnej powieści, a teraz jeżdżę po Stanach i sprzedaję książki dla dzieci. Gdzie popełniłam błąd?!
Mari-Ann zastanowiła się wtedy chwilę, po czym powiedziała, że książki są moim przeznaczeniem. Moim życiowym celem jest sprzedawanie książek. Najpierw sprzedaję książki Southwestern Adventage, a w przyszłości będę sprzedawać swoje.
Uśmiechnęłam się wtedy i przyznałam jej rację.

Książki są moim życiem. Zawsze coś czytam, bardzo często na telefonie. Powieści i opowiadania. Z domu nie ruszam się bez niebieskiego zeszytu na książkę, w głowie układam sceny i dialogi, przenoszę się do świata fantazji i tworzę. Wciąż coś tworzę.

Dlatego ta nazwa już ze mną zostanie.

Jestem Ann i jestem Bookgirl. I zawsze nią będę.

sobota, 6 stycznia 2018

Spotykamy się codziennie

Znasz to uczucie. I to bardzo dobrze. To się zdarza tak nagle. Nie potrafisz tego przewidzieć, ani kontrolować. Wydajesz się być tym faktem równie zaskoczona, jak kierowcy, kiedy nadchodzi zima.
To się zdarza, gdy idziesz ulicą. To się zdarza, gdy wypatrujesz go w tłumie, choć wiesz, że nie ma to najmniejszego sensu. Bo jego nie ma. Nie ma i nie będzie. Ale Ty i tak to robisz.
Chciałabyś go zobaczyć jak czeka pod budynkiem, z którego wychodzisz.
Chciałabyś go zobaczyć jak stoi na przejściu, po drugiej stronie świateł.
Chciałabyś go zobaczyć pod Twoim domem, z bukietem ulubionych kwiatów. I nawet nie jest istotne, że nigdy mu nie powiedziałaś, jakie lubisz najbardziej.
Chciałabyś, żeby nagle stanął w progu, z mokrymi od deszczu, przylepionymi do czoła włosami.
Chciałabyś, żeby był.
Wiesz, że to głupie, a i tak przeczesujesz wzrokiem tłum. Serce zaczyna bić Ci szybciej, gdy dostrzegasz w tłumie kogoś podobnego do niego. Zatrzymujesz się na chodniku, wśród przechodniów, niezdolna do ruchu. Wpatrujesz się w sylwetkę. Możesz wręcz przysiąc, że to on. Idzie w Twoją stronę. Uśmiecha się. Na Twoje policzki wstępują rumieńce, a płuca zapominają jaka jest ich rola w organizmie.
Po chwili jednak on Cię mija, a Ty zdajesz sobie sprawę, że znów się pomyliłaś. Jak mogłaś? Kolejny raz w tym tygodniu. To się wciąż dzieje. W każdym mijanym mężczyźnie widzisz jego. Jak to możliwe? Idziesz dalej, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Wstyd Ci przed samą sobą.
Rozsądek podpowiada Ci, że zwariowałaś. W głębi duszy zdajesz sobie sprawę, że on jest daleko, że nie może być tam gdzie Ty. Ale serce każe Ci go nieprzerwanie szukać. Karmiona złudną nadzieją, ponownie wtapiasz się w pędzący w nieznane tłum. Obserwujesz jak Cię mijają, rozpaczliwie próbując wypatrzeć jego twarz. Bez skutku.
Gdyby tylko tu był...
A może lepiej, że go nie ma? Po całym dniu na zajęciach i w pracy, nie wyglądasz już jak Afrodyta. Raczej jak Hefajstos. W oklapniętych włosach jesteś w stanie znaleźć liście z trzech rodzajów drzew, a na zmarzniętym policzku widnieją ślady po rozmazanym tuszu. Nie chcesz, by widział Cię taką. To jeszcze za wcześnie.
Jednak o tym zapominasz i w wyobraźni potrafisz stworzyć idealny scenariusz waszego spotkania. Niemal słyszysz jego głos. Może to naprawdę on? Odwracasz się gwałtownie, a Twoje serce ponownie podchodzi do gardła. Czy on właśnie wykrzyczał Twoje imię?
Nie, to nie on. To tylko jakiś bardzo wyrośnięty, wesoły nastolatek. Kolejne rozczarowanie. A tym razem było już przecież tak blisko.
Wzdychasz i idziesz dalej, co rusz spoglądając na telefon, mając nadzieję, że może napisze. Gdy tak się dzieje, drżącymi palcami próbujesz wystukać wiadomość, a potem niecierpliwie liczysz sekundy, czekając na odpowiedź. Dźwięk powiadomienia byłby w stanie wybudzić Cię z zimowego snu, a rozmowa z nim to takie Twoje małe uzależnienie, z którego nie chcesz się leczyć.
W końcu jednak nadchodzi ten upragniony moment i się spotykacie. On przytula Cię z całej siły, a Ty zapominasz o świecie wokół. Twoja tęsknota zostaje wynagrodzona. Czujesz, że jego ramiona są po to, by Cię obejmować. To jest właściwe miejsce. I wszystko już będzie w porządku. Wiesz to.
Bo nieważna jest odległość, która dzieli, lecz uczucie, które łączy.
"Wreszcie się widzimy." - szepcze Ci do ucha, a Ty patrzysz na niego ze zdziwieniem
"Jak to? Przecież spotykamy się codziennie..."

Who I am?

Codziennie możemy dowiadywać się o sobie czegoś nowego. Czasem sprawdzam, jak dobrze znam samą siebie i próbuję wymienić kilka swoich cech i zachowań. I zdarza się, że mam z tym problem. Postanowiłam zrobić listę i zapisywać na niej wszystko, co przyjdzie mi do głowy.
Może wtedy dowiem się, kim jestem.

1. Jestem klasyczna, mój ulubiony kwiat to czerwona róża.
2. Ale kocham zapach majowego bzu.
3. Moje ulubione słodycze to żelki, toffifee i czekolada z orzechami.
4. Jednak wieczorami do filmów częściej sięgam po słone przekąski. Ale najlepiej jest, jak mam i słodkie i słone.
5. Jestem więc chyba zachłanna.
6. Moje ulubione słowo to "Miłość." W każdym języku.
7. Lubię zapachowe świeczki i kominki.
8. Urodziłam się 04.09.1995.
9. Obecnie mój ulubiony kolor to czerwień. Dodaje mi pewności siebie i odwagi. Podobno to kolor siły i zmysłowości. Pozostałe kolory, które lubię to róż, niebieski, zieleń i biel.
10. Lubię różowy, choć w ogóle się nim nie otaczam. Jedyne co mam różowe, to szlafrok i piżamy. Mam naprawdę dużo różowych piżam.
11. Moje ulubione liczby to: 6, 5, 8 i 25.
12. Mam minusową wadę wzroku, nie widzę z daleka, więc do czytania, pisania, oglądania tv, czy korzystania z laptopa używam okularów. Praktycznie nie noszę ich tylko na mieście i w pracy. Jednak nie myślę o sobie jak o okularnicy.
13. Nie lubię liczby 13, bo jestem przesądna.
14. Wierzę też w znaczenia imion i horoskopy.
15. Cholernie w to wierzę. Zawsze jak czytam opis jakiegoś imienia, to bardzo pasuje mi do osoby, która je nosi. Mnie samą moje imię opisuje doskonale.
16. A znak zodiaku jeszcze bardziej. Jestem typową Panną. Ostatnio postanowiłam, że mój przyszły partner musi być spod zgodnego znaku. Zdecydowanie nie może być to Baran i Skorpion. Raki są spoko. Lubię też Lwy i Bliźnięta, choć według gwiazd te dwa to nie jest materiał na perfect match. Idealnym kandydatem byłby Pan Strzelec. Jeśli zdecyduję się na znalezienie sobie chłopaka, chyba naprawdę będę szukać tylko Strzelca.
17. Gdybym miała mieć super moc, chyba wybrałabym teleportację albo kontrolę czasu. To byłoby klawe.
18. Jestem humanistką.
19. Chciałabym wziąć ślub w czerwcu.
20. Lubię zdobić paznokcie, choć ostatnio nie mam na to czasu i zapału.
21. Uwielbiam burze i deszcz.
22. Przed snem słucham muzyki lub odgłosów burzy/sztormu.
23. Wolę morze niż góry.
24. Uwielbiam mitologię grecką.
25. Moim żywiołem jest powietrze.
26. Podobno jestem spostrzegawcza.
27. Podobno umiem słuchać i daję dobre rady.
28. Jestem wrażliwa na punkcie poprawnej polszczyzny. Poprawiam każdego, kto popełni przy mnie błąd językowy. Drażnią mnie też błędy ortograficzne i interpunkcyjne.
29. Moje oczy są małe i trochę skośne. Wielu osobom przypominam Azjatkę.
30. Mam piegi, ale często o nich zapominam, bo są dość jasne i mam je tylko na nosie i policzkach. Czasami udaje mi się je zatuszować kremem. Kiedyś były moim kompleksem, teraz nie zwracam na nie uwagi.
31. Nigdy nie zapaliłam papierosa. Żadnego nawet nie miałam w ustach.
32. Nigdy też nie byłam pijana. Nie lubię pić alkoholu. Jedyne co mogę wypić to wino, ale tylko słodkie, ewentualnie półsłodkie. Do filmu, kolacji, w dobrym towarzystwie. Ale tylko tak, a nie, żeby się nim upić. Nigdy nie doprowadziłam się do stanu, w którym byłabym pijana. Kilka razy czułam, że robię się trochę weselsza i po tym już przestawałam pić. Czasem jest tak, że cały wieczór piję jeden kieliszek wina.
33. Nigdy też nie zażywałam żadnego narkotyku.
34. Jestem nudna? Nie, po prostu mam zasady i swoje przekonania, których się trzymam.
35. Mam kolorystyczne znamię w dole pleców.
36. Mam cztery koty.
37. Uwielbiam czerwone ubrania.
38. Uwielbiam teatr.
39. Jestem introwertykiem.
40. Idąc chodnikiem, nigdy nie przechodzę pod słupami.
41. Czy wspominałam, że jestem przesądna?
42. Jestem wrażliwa.
43. Moją super mocą jest jedzenie glutenu.
44. Mam małą bliznę na wewnętrznej stronie prawej dłoni.
45. Moim dziecięcym marzeniem było zostanie fotomodelką/aktorką.
46. Gdy byłam mała, myślałam, że po drugiej stronie morza jest wielki wodospad i wszystko tam spada.
47. Myślałam też, że cała planeta to Polska i jeśli chce się wyruszyć do innego kraju, to skacze się samochodem na inną planetę. W kosmosie.
48. Na szczęście już w przedszkolu poznałam prawdę, kiedy to pierwszy raz wyjechałam do Słowacji.
49. Kraje, które odwiedziłam to Słowacja, Słowenia, Czechy, Austria, Węgry, Chorwacja, Irlandia, Turcja, Francja, Holandia (w Paryżu i Amsterdamie byłam tylko na lotniskach, nie wiem, czy się liczy), USA, Litwa, Łotwa, Estonia.
50. Mój rozmiar buta to 36/37.
51. Jestem fanką horrorów.
52. Nie lubię pająków. Niektóre mnie obrzydzają, a niektóre wywołują strach.
53. Mam dużo maskotek z dzieciństwa. Z niektórymi wciąż sypiam.
54. Nie lubię fałszywych ludzi.
55. We własnym zakresie uczyłam się hiszpańskiego, japońskiego, koreańskiego i migowego.
56. Lubię przytulać osoby, które są mi bliskie.
57. Lubię masować ludziom plecy. Nie miałam nigdy żadnego kursu, czy czegokolwiek, ale wielokrotnie słyszałam od ludzi, że świetnie masuję. Staram się dotykać ich tak, jak ja bym chciała być dotykana, może dlatego tak im się to podoba, Podobno czują ode mnie dobrą, pozytywną i kojącą energię.
58. Płatki jem tylko z ciepłym mlekiem. I najpierw jest mleko, a potem płatki. I zanim zacznę je jeść, najpierw biorę suchy płatek, który znajduje się na samej górze i jem go na sucho. Zawsze. To jest mój rytuał.
59. Jestem dziwna.
60. Uwielbiam spać.
61. Moja grupa krwi to 0 Rh +
62. Wierzę w działanie kamieni i minerałów. Mam bardzo dużo kamyczków w domu. Chciałabym mieć ich więcej. Najlepiej wszystkie, które odpowiadają mojemu znaku zodiaku.
63. Mam prawo jazdy od czterech lat. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz prowadziłam auto.
64. Mam drobne, delikatne dłonie. Bardzo mi się to podoba. Lubię dbać o nie i o paznokcie.
65. Rozmiar pierścionka, który idealnie pasuje na mój serdeczny palec to 6. 7 na środkowy.
66. Podobno czasem mówię przez sen. Ale ponoć naprawdę rzadko.
67. Jestem wielką fanek różnorodnych maseczek na włosy i twarz.
68. Starannie dbam o cerę.
69. Bardzo boję się węży. Bardziej niż pająków. Uważam, że są inteligentniejsze, przez co stanowią większe zagrożenie.
70. Uwielbiam książki fantastyczne.
71. Chciałabym mieć przyjaciela geja. Przyjaźniłam się z chłopakami heteroseksualnymi, ale uważam, że jeszcze lepiej spędzałabym czas z homoseksualnym chłopakiem. I wcale nie chodzi o wspólne chodzenie na zakupy, raczej otwartość na wiele tematów.
72. Ja nie lubię chodzić na zakupy. Męczę się na nich. Jestem jak "typowy facet" na zakupach. Szukam ławeczki, żeby sobie usiąść i odpocząć.
73. Zawsze skorzystam z okazji, żeby sobie usiąść.
74. Jestem ambitna.
75. Mam w sobie żyłkę buntownika.
76. Grą mojego życia jest The Sims.
77. Jednym z moich życiowych celów jest posiadanie strony o sobie na Wikipedii.
78. Chciałabym, żeby ktoś kiedyś namalował mój portret.
79. Jestem uparta.
80. Piszę teksty piosenek.
81. Mój ukochany film to "A walk to remember." Nie potrafię jednak wybrać jednego ulubionego.
82. Zawsze piszę SMS'y. Nie lubię rozmawiać przez telefon.
83. Moje pierwsze słowo to "mama," choć w książce "Pierwszy rok naszego dziecka," gdzie rodzice sumiennie opisywali wszystko, co mnie dotyczy, jest informacja, że moje pierwsze słowo to "tata." Oczywiście tata to sobie zmyślił i wpisał.
84. Interesuję się Azją.
85. Gdybym miała być zwierzęciem, to najpewniej byłabym kotem.
86. Boję się tirów.
87. Kiedy jestem bardzo zdenerwowana, zaczynam sprzątać. To w jakiś sposób mnie relaksuje i uspokaja.
88. Bardzo lubię dawać ludziom prezenty. Naprawdę. Ale prezenty. A nie swoje rzeczy. Nie lubię oddawać swoich rzeczy. Nie jestem materialistką, ale jestem sentymentalna i przywiązuję się do nich. Wolę nic nikomu nie pożyczać, bo boję się, że ta osoba to popsuje. Niechętnie oddaję swoje rzeczy. Gdy byłam mała, bardzo przeżywałam każdą sytuację, kiedy mama decydowała się oddać część moich ubrań i zabawek młodszej kuzynce. Lubię się dzielić, ale nie oddawać swoje rzeczy.
89. Nie lubię też, jak ktoś dotyka moich rzeczy i używa ich bez pozwolenia.
90. Uwielbiam horrory z lalkami i klaunami, bo się ich boję.
91. Przy ziewaniu lecą mi łzy. Z lewego oka bardziej.
92. Kicham, gdy spojrzę na słońce lub ostre światło.
93. Na kilka dni przed moimi dziewiątymi urodzinami, potrącił mnie samochód.
94. Obrzydzają mnie ludzie, którzy nie myją rąk po skorzystaniu z toalety. To ohydne.
95. Lubię biżuterię i świecidełka. Podobno mam to po cioci.
96. Nie powinnam teraz nosić kolczyków, ale i tak to robię, tylko, że na tych dodatkowych dziurkach.
97. Bardzo lubię odkurzać.
98. Zawsze mam zimne ręce.
99. Uwielbiam oglądać dokumentalne programy przyrodnicze o zwierzętach. Często się wtedy wzruszam. Zwłaszcza na małpkach. Uwielbiam małpki.
100. Wypisałam tu sto faktów o sobie i swoim życiu. Wciąż nie wiem, kim jestem.
101. Nie lubię, gdy ludzie o kimś plotkują, a jeszcze bardziej, jak kogoś wrednie obgadują.
102. Bardzo lubię ładne zeszyty. Mam bardzo dużo ładnych zeszytów. Są pełne opowiadań, historii i różnych zapisków.
103. Uwielbiam wpatrywać się w niebo. Nocą patrzę na gwiazdy, w dzień śledzę chmury. W telefonie mam cały folder na zdjęcia nieba. Moje ulubione niebo to letnie niebo.
104. Bardzo lubię jak ktoś, zwracając się do mnie, używa zdrobniałej formy mojego imienia. To roztapia moje serce.
105. Ponoć charakterem bardzo przypominam Anię z Zielonego Wzgórza.
106. Mam odruch nabyty. Gdy podchodzę do domofonu, zaczyna chcieć mi się siku. Praktycznie zawsze. To samo dzieje się przy pracującej mikrofali albo lodówkach w supermarketach. To chore.
107. Zagrałam w teledysku.
108. Zawsze chciałam być syrenką.
109. Wcześniej pisałam, że sporadycznie piję wino. Od dłuższego czasu nie piję już żadnego alkoholu.
110. Ostatnio rozwijam się kulinarnie. Jakiś czas temu upiekłam płaski irański chleb, sernik, zrobiłam nawet masło i lemoniady, planuję też upiec ciasteczka i bułki.
111. Uwielbiam herbaty, mam ich całe mnóstwo.
112. Nie lubię się ograniczać, dlatego często nie potrafię wybrać jednej konkretnej rzeczy, która miałaby być moją ulubioną. Życie daje zbyt wiele opcji.
113.Choć mam do siebie dystans, bardzo przejmuję się opinią innych na mój temat i długo potrafię przeżywać, jeśli ktoś mnie słownie zrani.
114. Chciałabym być odważniejsza.
115. Wciąż uczę się być sobą.
116. Uwielbiam motyw biedronki.
117. Jestem fanką czarnych kotów.
118. Nie lubię sztućców z drewnianymi/plastikowymi rączkami.
119. Nie lubię siedzieć w pomieszczeniu, w którym są otwarte drzwi. Tym bardziej nie umiem w takim spać. Jak śpię, drzwi muszą być zamknięte.
120. Drażni mnie, jak w kranie jest błąd w oznaczeniu i zamiast zimnej wody leci ciepła. a zamiast ciepłej, zimna.
121. Niedawno miałam prosty zabieg na płatku lewego ucha.
122. W ostatnich miesiącach coraz więcej piekę.
123. Prowadzę coś w rodzaju dziennika/pamiętnika. Mam bardzo ładny kalendarz, w którym zapisuję ważne dla mnie rzeczy.
124. Mam wykształcenie wyższe z filologii polskiej.
125. Studiuję krytykę artystyczną.
126. Od kilku miesięcy dbam o dobre nawyki. Codziennie jem minimum jedno jabłko.
127. Codziennie czytam przed snem.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Wszyscy jesteśmy psychopatami

W Internecie wiele jest historii ludzi, którzy opowiadają o swoich doświadczeniach z najpopularniejszym symulatorem życia - The Sims. Czytając je, w pewien sposób się uspokajam, bo zdaję sobie sprawę, że nie tylko ja mam zadatki na psychopatę sadystę.

Jest w tym coś takiego, prawda? Niby jesteśmy dobrzy, niby wysyłamy smsy na różne fundacje, kupujemy jedzenie bezdomnym, a wystarczy dać nam Simsy i nagle bach! Usuwamy drabinki basenowe, jedna po drugiej. Każdy z nas to robił, a jeśli twierdzi, że nie, to kłamie.

Obecnie, w coraz to nowszych wersjach i kolejnych dodatkach, pojawia się więcej sposobów na wykończenie naszych drogich Simów. Niektóre są naprawdę spektakularne.

Kiedyś, kiedy grałam jeszcze w pierwszą część, razem z kuzynką stwierdziłyśmy, że w mieście brakuje cmentarza. Zakupiłyśmy więc niewielką działkę budowlaną, na której wybudowałyśmy jedynie basen. Wprowadziłyśmy tam ośmioosobową rodzinę, którą utopiłyśmy. Czynność powtórzyłyśmy kilkakrotnie, dzięki czemu parcela została wypełniona nagrobkami. Ustawiłyśmy je w rządku i otoczyłyśmy fikuśnym ogrodzeniem. I voila!

W drugiej części miałam plan, by Dziwnowo (miasto znajdujące się na pustyni) wypełnić samymi kosmitami. Było ich tam kilku, ja chciałam ich rozmnożyć. Ot, taka aspiracja życiowa. To mi się jednak nie udało.

Teraz mam trzecią część i jest ona moją ulubioną. Razem z wszystkimi dodatkami można naprawdę nieźle zaszaleć.
Raz z bratem stworzyliśmy czteroosobową rodzinę. Dość nieprzeciętną, bo w jej skład wchodził Morgan Freeman, jego dorosły syn Jezus, Voldemort i Johnny Bravo. Przygotowaliśmy im domek. Jezus i Johnny szybko nawiązali romans. Z tego co pamiętam, Jezus kręcił też z Voldemortem. Postawiliśmy malutką dobudówkę, a na jej dachu postawiliśmy cztery różowe flamingi. Następnie umieszczaliśmy tam każdego Sima, który się nawinął i doprowadzaliśmy go do śmierci. Ale zanim to nastąpiło, na dach wysyłaliśmy też naszą rodzinę. Stała obok flamingów. Całej czwórce przeciągaliśmy pasek pęcherza. W momencie kiedy nasza ofiara umierała, Morgan, Jezus, Johnny i Voldemort robili siku. I tak za każdym razem. Nazwaliśmy to Rytuałem Czterech Flamingów.

Postanowiłam też zrealizować swój wcześniejszy plan. Wybrałam pustynne miasto i osiedliłam w nim rodowitą kosmitkę, którą dodałam do rodziny, po tym jak przyleciała swoim statkiem. Nazwałam ją Matrona. Ta szybko zaszła w ciążę. Muszę przyznać, że rozmnażała się w naprawdę ekspresowym tempie. Kiedy jej córka (również kosmitka) dorosła, także zaczęła mieć dzieci. Obie bardzo szybko zaczęły zaludniać miasto zielonymi osobnikami. Kolejne pokolenia wiązały się ze śmiertelnymi Simami, by spłodzić z nimi potomstwo.

Wybrałam rodzinę, gdzie były dwie kobiety w bliźniaczej ciąży. Zostały zapłodnione przez potomków Matrony i miały umrzeć po porodzie, bo nie były mi dłużej potrzebne. Liczyłam, że urodzą kosmitów. Jedna urodziła dwie kosmitki, druga dwie śmiertelniczki. To oznaczało, że wszystkie śmiertelniczki musiałam uśmiercić. Za pomocą kodu, sprawiłam, że wszystkie dzieci dorosły.

I wtedy zaczęła się zabawa.

Cztery kobiety ze słabymi genami zamknęłam w łazience i rozpaliłam im prywatne ognisko. Matka kosmitek mnie wkurzała, bo je gasiła, więc umarła z głodu. Pozostała trójka nie chciała tańczyć z ogniem.

Wzięłam cenną kosmitkę i chciałam zobaczyć, co jest warta. Wywołała meteoryt. Nagle dom zaczęły bombardować kosmiczne skały, a na podwórku pojawiły się płomienie radości. Zbiegli się okoliczni wieśniacy i zaczęli machać rękoma i wiwatować. Przeniosłam tam z łazienki swoje trzy śmiertelniczki. Kosmitka ponownie wywołała meteoryt. Ogromne skały zaczęły spadać na ludzi, a oni umierali na miejscu. Płomienie uciechy się rozprzestrzeniły. Matka śmiertelniczek zginęła po uderzeniu meteorytem. Przy jednym z kolejnych bombardowań, umarła jedna z sióstr. Ludzie wrzeszczeli i płakali na widok trupów leżących w śniegu. Niektórzy zamienili się w żywe pochodnie. W końcu druga siostra umarła po dłuższym kontakcie z płomieniami. Parę osób padło na śnieg i zamarzło. Meteoryty wciąż spadały, a wraz z nimi przyleciała kolejna kosmitka. Jedyna, niespokrewniona z całym zielonym rodem. Przyjęłam ją do rodziny i obserwowałam poczynania plebsów. Wciąż umierali. Zleciały się nawet zwierzęta, żeby popatrzeć. Mroczny Kosiarz był widocznie zmęczony i znudzony, bo czasem zamiast zajmować się robotą, wdawał się w urocze pogawędki z szalonym tłumem. Kiedy masakra wreszcie się skończyła, chciałam policzyć ofiary, ale to było niemożliwe. Grobów było bardzo dużo i były one przykryte śniegiem. Tak samo, jak zamarznięci ludzie.
W podglądzie miasta ubyło zamieszkałych domów, bo gdzieniegdzie poginęły całe rodziny. Obrazki w innych rodzinach musiały się od nowa wczytać. Wiedziałam, że to tam ktoś musiał umrzeć.

Ta noc pochłonęła wiele ludzkich istnień. Rasa kosmitów zaczyna przeważać. Powoli biorą panowanie nad miastem. A to wszystko dzięki jednej Matronie. Teraz, gdy mam już drugą pierwotną kosmitkę, zamierzam ją tu osiedlić i rozmnożyć. Stworzę dwa potężne klany, połączę je ze sobą, a one zawładną miastem! BUAHAHAHAHAHAHA!
Toż to wyborne!
Szampańska zabawa!

Ach, ta mroczna, psychopatyczna strona, która ujawnia się w każdym z nas, podczas gry w The Sims.

Lalka

Pamiętam jak byłam mała i dostałam na święta lalkę. Taką samą jak moja kuzynka, oczywiście. Bardzo ją lubiłam. Mam na myśli lalkę. Było to niemowlę, które robiło przez dziurkę siusiu, kiedy nakarmiło się je butelką. Lalka miała długie, brązowe włosy. To trochę dziwne, bo dzieci w tym wieku nie mają takich włosów. Ale nie robią też siku przez dziurkę...
Tak czy inaczej, bardzo lalkę lubiłam. Nie pamiętam jak ją nazwałam, ale chyba byłam dobrą mamą. Pewnego dnia stwierdziłam, że obetnę jej włosy. Nowy image i te sprawy. Ja wtedy nie wiedziałam tylko jednego. Mianowicie tego, że jak obetnie się lalce włosy, to te już nie odrosną. To chyba koszmar każdej małej dziewczynki. Nieświadoma ryzyka, coraz bardziej skracałam lalce włosy. Aż nagle nie miała ich wcale. Jej głowa była jedynie pokryta niewielkimi otworami, z których wystawały króciutkie, brązowe kępki. Wyglądała jak jakiś punk albo gorzej. Byłam załamana. Pobiegłam do mamy, a ona na mnie nakrzyczała za głupotę. Powiedziała, że zniszczyłam śliczną, nową lalkę. Wtedy zrozumiałam, że w porównaniu do mnie, jej już włosy nie odrosną. Rozpłakałam się potwornie. Byłam zła, ale nie na siebie. Na lalkę. To przecież jej wina. Rzucałam nią po pokoju za karę, że jest brzydka. Zasłużyła sobie na to. Kto by chciał mieć taką zabawkę?
Kiedy złość mi minęła i przestałam płakać, sięgnęłam po lalkę i mocno ją przytuliłam. Chyba dotarło wtedy do mnie, że zrobiłam źle. Spojrzałam na nią i nawet bez włosów wydawała mi się śliczna. Uśmiechała się, a jej plastikowe oczka odbijały światło. Nagle przestało się dla mnie liczyć, czy ma włosy, czy nie. Dalej była dokładnie tą samą lalką, którą dostałam. Włosy, czy ich brak nie miały znaczenia. Liczyło się tylko moje uczucie i przywiązanie do niej.
Babcia straciła włosy w wyniku chemii. Wtedy wciąż byłam dzieckiem i nie wszystko rozumiałam. Nie wiedziałam, dlaczego babcia, która zawsze miała loki, nagle jest łysa. Przestraszyłam się i powiedziałam to na głos. Babci musiało być przykro. Do dziś to pamiętam.
Ale oba te wydarzenia nauczyły mnie jednego. Nieważne jak wyglądamy, nie to nas określa jako osobę. Liczy się to jacy jesteśmy, a nie jaką mamy fryzurę. Moja lalka wciąż była najpiękniejsza, a babcia do końca pozostała najlepszą babcią na świecie.