poniedziałek, 4 czerwca 2018

W drodze do USA! Sales School w Nashville i pierwsze dni

Moja podróż zaczęła się w Warszawie i muszę przyznać, że do czasu lądowania w Paryżu, było dość nudno. Leciała za mną koleżanka, będąca ze mną w organizacji, ale nawet nie siedziałyśmy razem, więc nie miałam z kim rozmawiać. Ale było jedzenie.

W Paryżu spotkaliśmy część organizacji z innego miasta. Manager i trójka FY. Okazało się, że lecieliśmy razem. Ucieszyłam się, że resztę podróży spędzimy w swoim towarzystwie. Nowi koledzy byli bardzo mili i zabawni. Wolny czas spędzony na lotnisku poświęciliśmy między innymi na ćwiczenia pod okiem doświadczonego managera.

Lot do Detroit trwał kilka godzin. Samolot był duży i wypełniony trzema rzędami siedzeń. Przemiła obsługa rozdawała koce, poduszki i dużo jedzenia. Pamiętam, że oglądałam jakiś film. Chyba o pandach.

Detroit było pierwszym amerykańskim miastem, w którym postawiłam stopę. No, może nie miastem, a lotniskiem. Nie wyszłam poza jego obręb, więc nie jestem w stanie zaprzeczyć lub potwierdzić plotek krążących o tym miejscu. Tata wciąż nie może mi tego wybaczyć. Mówi się, że Detroit to jedno z najbardziej niebezpiecznych miast w Stanach. Ja mogę jedynie powiedzieć, że kontrola osobista była najbardziej dokładna i szczegółowa, a wszyscy pracownicy lotniska bardzo mili i uprzejmi.

Musieliśmy odebrać swoje bagaże i osobiście nadać je do Nashville. Przez chwilę byłam więc obładowana z każdej strony. Albo coś mi upadało albo ja upadałam. Załamywałam się nad swoją niezdarnością życiową i katastrofizmem, który ze sobą niosłam. Chłopcy oczywiście mnie pocieszali i pomagali.

W Nashville byliśmy późnym wieczorem. Po wyjściu z lotniska powitał mnie upał, podobny do tego panującego w Turcji. Do hotelu podjechaliśmy taksówką i wtedy zorientowałam się, że zgubiłam pierścionek. Znalazłam go następnego dnia, wrócił jak bumerang.

Co mnie zaskoczyło w amerykańskich hotelach? W większości z nich, umywalka nie jest w łazience, a w pokoju. W łazience znajduje się oczywiście sedes, prysznic/wanna, ale umywalka znajduje się w pokoju, blisko wejścia. Na wyposażeniu standardowo są ręczniczki, szczoteczki do zębów i małe mydełka. Same prysznice też są ciekawe. W ciągu miesięcy życia w Stanach, widziałam ich wiele i naprawdę, wszystkie były takie same - przytwierdzone do ściany. W Polsce słuchawka jest ruchoma, co według mnie jest sporym ułatwieniem, gdy chce się na przykład umyć tylko głowę. Tam słuchawki były przytwierdzone i po odkręceniu wody... no cóż. Strumień miał tylko jeden kierunek.
W pokojach przeznaczonych dla dwóch osób, spaliśmy po cztery. Łóżka king size są naprawdę ogromne. Wysokie i szerokie.

W Nashville spędziliśmy kilka dni, które poświęciliśmy nauce i treningom. Dosłownie każda minuta naszego czasu była zaplanowana. Bardzo pilnowaliśmy, by być w schedule. To było niezwykłe doświadczenie. Sales School do dziś jest w mojej pamięci.

Lista rzeczy, które tam zgubiłam codziennie się wydłużała.

W końcu dowiedziałam się też, do jakiego miasta zostałam wysłana. MINNEAPOLIS! Byłam naprawdę podekscytowana, że będę mieszkać i pracować w tak wielkim mieście! Chociaż z tym mieszkaniem to nie do końca było pewne, bo managerom nie udało się znaleźć HQ dla wszystkich. Więc przez pierwsze dwa tygodnie wraz z koleżanką mieszkałam w Airbnb u bardzo sympatycznej pary, ale o moich warunkach mieszkaniowych w Stanach napiszę w jednej z kolejnych notek.

Wracając jeszcze do znajdującego się w Tennessee, Nashville, które jak wiadomo, jest stolicą country, to warto wspomnieć, że miasto to jest absolutnie przepiękne! Gorące i górzyste, ale wciąż zielone! Budynki i drogi są bardzo nowoczesne i zadbane.

O wschodzie słońca wyruszyliśmy. Nasza organizacja liczyła wtedy piętnaście osób. Czterema autami jechaliśmy do Minnesoty! Mieliśmy kilka przystanków na posiłki. W typowych lokalach, jakie wcześniej widywałam jedynie w filmach. Typowe breakfast place - boksy ze skórzanymi siedzeniami i menu za $2, a w nim naleśniki, jajecznica z bekonem, gofry. I tam naprawdę przychodzą wszyscy i to o różnych porach. Rodziny z dziećmi, staruszkowie, samotnicy. Kelnerki też są typowe. Na pewno każdy kojarzy postać kelnerki z jakiegoś filmu lub sitcomu. Spotkałam takie żywcem wyjęte z ekranu. Przy sobie, po pięćdziesiątce, z wielką dziwną fryzurą, która nie podlega prawom grawitacji, z wyrazistym makijażem oczu i uniformem z fartuszkiem. Jedna była taka kochana. Od razu rozpoznała, że jesteśmy z Europy. Tarmosiła Igę za policzek i pytała, czy dzwoniliśmy do rodziców. Kazała nam obiecać, że zadzwonimy do rodziców, bo na pewno się o nas martwią.

W Stanach wszystko jest większe. Nie tylko łóżka, ale wszystkie inne meble i sprzęty. Auta też. Kiedy widzisz trucki, wiesz, że jesteś w USA. Bardzo dużo ludzi ma trucki. Są bardzo typowe.
Jadąc, obserwowałam domy. Tak różne. "Jak z filmów." Piękne, duże, małe, brzydkie...
Ale o domach też bardziej rozpiszę się przy innej okazji.

Do Minnesoty jechaliśmy cały dzień i pierwszą noc spędziliśmy w Saint Paul w dość upiornym hotelu, a następnego dnia, w niedzielę, rozjechaliśmy się do swoich miast...

Każdy w organizacji dostał funkcję, którą miał pełnić całe lato. Ja, jako pisarka amatorka, dostałam zadanie założenia i prowadzenia bloga. Miałam w każdą niedzielę opisywać jak minął nam tydzień i jak spędziliśmy nasz jedyny wolny dzień. Link otrzymali wszyscy rodzice i bliscy. Posty są w trzech językach: polskim, angielskim i estońskim. Jest także sporo zdjęć. Można tam poczytać trochę więcej na temat sales school, a także o rozrywkach, jakich doświadczaliśmy.

http://overachieversinminnesota.blogspot.com/2016/06/sales-school-sales-school.html