sobota, 24 marca 2018

SW Rekrutacja: Spotkanie trzecie

Spotkanie trzecie odbyło się u Igi. Szczerze mówiąc, było najciekawsze. Dopiero wtedy dowiedziałam się jak wygląda praca i jakie są zasady.
Wcześniej, myśląc o pracy door to door, miałam w głowie obraz harcerek z pełnym ciastek wózkiem. Myślałam, że chodzimy we dwie, tylko, że zamiast ciastek mamy książki.
Iga szybko wyprowadziła mnie błędu. Pracujemy w pojedynkę, jeździmy rowerem, a w plecaku mamy tylko cztery książki pokazowe.
Trochę mnie to... zasmuciło? Zmartwiło? We dwójkę zawsze raźniej, bycie samemu napawało mnie pewnymi obawami. Starałam się jednak myśleć pozytywnie.
Dowiedziałam się też jak wygląda nasz plan dnia. Wstajemy o godzinie 6.59am, bierzemy szybki i zimny prysznic, ubieramy się, bierzemy lunch i jedziemy do najbliższego breakfast place. Jedząc śniadanie przygotowujemy się do pracy, czyli planujemy, na których ulicach będziemy pracować, rozmawiamy przez telefon z managerem, czytamy motywujące książki, dopingujemy się wzajemnie, a następnie rozdzielamy i jedziemy na swoje terytorium. Wcześniej sądziłam, że wszyscy mieszkamy w jednym mieście i śniadania jemy razem, Iga powiedziała, że to niemożliwe i na jedno miasto przypadają góra dwie osoby, więc organizacje dosłownie porozrzucane są po całych Stanach.
Do pierwszych drzwi powinniśmy zapukać nie później niż przed godziną 8.59am i skończyć pracować po 9pm. W ciągu dnia przysługiwały nam dwie przerwy na lunch. Naszym codziennym celem było też zrobienie trzydziestu demo, czyli pokazanie książek trzydziestu rodzinom. Wieczorem powinniśmy wysłać managerowi statystyki z każdego dnia, porozmawiać z nim przez telefon, tak jak robiliśmy to rano, przygotować lunch, czytać i o 11pm powinniśmy już być w łóżkach.
To wszystko składało się na schedule.
- hours
- demos 30+
- sleep
- reading
- eating
To było niczym dziesięć przykazań, których musieliśmy się trzymać. Iga przedstawiła mi teorię, a ja skrzętnie wszystko zapisywałam i starałam się jak najwięcej zapamiętać.
Pierwszy raz zobaczyłam też książki.
Iga zaprezentowała mi taką dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Kolorowa, pełna pytań i ciekawostek. Pytaniem, które mieliśmy zadawać rodzicom, stojąc w drzwiach było: "Czy wiesz dlaczego flamingi są różowe?"
Ja nie wiedziałam.
Zobaczyłam też książkę dla uczniów liceum, gdzie zawsze pokazuje się sekcję matematyki. "Cudownie, akurat jej nienawidzę. Świetnie będzie tłumaczyć coś na jej przykładzie."
Miałam okazję poćwiczyć z Igą demo i zobaczyć jak to wygląda, a ona umówiła mnie na Final Interviev. Miało odbyć się z bardzo doświadczonym managerem i to on miał zdecydować, czy będę w programie.
To miało być moje być albo nie być. Wcześniej miałam jednak napisać esej pod tytułem "Dlaczego powinnam zostać wybrana do programu?" Po angielsku, żeby zrozumiał.
P.S. Flamingi są różowe, bo jedzą różowe krewetki.






wtorek, 20 marca 2018

SW Rekrutacja: Spotkanie drugie

Spotkanie drugie byłoby zdecydowanie krótsze, gdybym nie była taką gadułą, a Iga nie była moją dobrą koleżanką.
Tamtego wieczoru miałyśmy porozmawiać o pieniądzach. Ile co kosztuje i ile trzeba wydać. Wiza, bilety, pozwolenie o pracę, pieniądze na start itp. Iga dodawała na kartce kolejne sumy, a mi rzedła mina.
"No to fajnie. To już chyba mogę zapomnieć o wyjeździe. Przecież nie mam takich pieniędzy. Jak rodzice usłyszą kwotę, od razu każą mi zrezygnować."
Na sam wyjazd potrzeba było około dziesięć tysięcy złotych. Iga powiedziała, że mam się nie przejmować, bo mało kto ma na starcie taką kwotę. Powiedziała też, że wiele osób pożycza mniejsze kwoty od rodziny lub bliskich przyjaciół, czasami nawet biorą kredyty, a potem spłacają wszystko po powrocie, bo jeśli ktoś ciężko pracuje, to zawsze mu się zwraca.
Często to słyszałam. Na pytanie "Czy na pewno uda mi się zarobić?" odpowiadano mi: "Jeśli ktoś ciężko pracuje, to zarobi."
Iga chcąc mnie zachęcić, opowiadała o konkursach, jakie odbywają się podczas lata i wspaniałych nagrodach. Pokazywała zdjęcia z wycieczki na Teneryfę, z której niedawno wróciła. Była to nagroda za wysoki wynik sprzedaży. Słuchałam jej, ale w głowie wciąż miałam liczby.
Dziewczyna przed wyjściem poleciała mi zadzwonienie do rodziców i porozmawianie z nimi. Tak też zrobiłam. Smętnym głosem i pełna zawodu, oznajmiłam im, że chyba nici z wyjazdu, bo najpierw trzeba zainwestować aż dziesięć tysięcy złotych, może nawet jedenaście. Spodziewałam się ich reakcji, jednak oni zupełnie mnie zaskoczyli. Od razu powiedzieli, że coś wymyślimy i pojadę. Wtedy pierwszy raz poczułam ich wsparcie i to jak we mnie wierzą. I wiedziałam też, że muszę zrobić wszystko, by ich nie zawieść.

niedziela, 4 marca 2018

SW Rekrutacja: Spotkanie pierwsze

Tak jak zapowiadałam, opiszę proces rekrutacji do programu. Mam zamiar opierać się na własnych doświadczeniach i wspomnieniach.
Na prezentację poszłam z dwójką znajomych. Usiadłam w zapełnionej sali na wydziale ekonomii i przez mniej więcej pół godziny słuchałam prezentacji, w której brali udział studenci mojego uniwersytetu, a także Estończycy. Dowiedziałam się o programie wymiany dla studentów, którzy wyjeżdżają na lato do USA, by sprzedawać książki od drzwi do drzwi. Wizja chodzenia ludziom po domach jak akwizytor z odkurzaczem nie brzmiała zachęcająco, ale przekonywano nas, że to niezwykłe doświadczenie. Duże zarobki, możliwość podróży, obcowanie z językiem, nowymi ludźmi i kulturą Stanów. To wszystko bardzo mnie zachęcało, więc za namową Igi, koleżanki, która zaprosiła mnie na prezentację, umówiłam się na pierwsze spotkanie. Miało się ono odbyć dwa dni później, w czwartek. Z Estończykiem imieniem Karel. Stresowałam się rozmową po angielsku, ale byłam też niemożliwie podekscytowana.
Spotkaliśmy się w kawiarni, a cała nasza rozmowa trwała dosłownie dziesięć minut. Karel pytał o moje doświadczenie, o moje zainteresowania, o to co moi rodzice myślą o wyjeździe.  Objaśnił, że Southwestern Advantage to firma z siedzibą w Nashiville, która działa już od ponad stu pięćdziesięciu lat i zajmuje się sprzedażą książek edukacyjnych dla dzieci i młodzieży. Dla studentów to jak program wymiany. Ci mieszkający w USA wysyłani są do innych stanów, a my, z Europy jesteśmy porozrzucani po całym kraju, a wyjazd jest już pod koniec maja.
Pamiętam, że mówiłam szybko i dużo. Opowiadałam o swojej poprzedniej letniej pracy i o swoich kompetencjach. Musiałam wypaść ok, bo Karel kazał umówić się na spotkanie drugie, które miała poprowadzić Iga, bo jako, że to ona zaprosiła mnie na prezentację, to właśnie ona byłaby moją managerką, gdybym dostała się do programu. Dostałam też numery telefonu do dwójki studentów z Polski, do których miałam zadzwonić jeszcze tego samego dnia i porozmawiać o ich doświadczeniach z programem. Wciąż pamiętam jak się denerwowałam przed wykonaniem połączenia. Rozmowa przez telefon nie należy do moich ulubionych czynności, ale miało to być wyjście ze strefy komfortu.
Jak się później przekonałam, okazji na out of comfort zone było jeszcze wiele.

piątek, 2 marca 2018

Wiosenne zmiany

Jest już marzec, a to czas intensywnej rekrutacji do Southwestern Advantage. Ja sama zostałam zrekrutowana jakoś na przełomie marca/kwietnia. Chciałabym więc podzielić się swoimi wspomnieniami, opowiedzieć o programie. W kolejnych postach opiszę każdy etap rekrutacji oraz na czym dokładnie polega ta praca, a następnie o czasie spędzonym w Stanach. Teraz jednak w dużym skrócie przedstawię swoje przemyślenia na temat wyjazdu.


 Pierwszy rok na studiach minął mi pod znakiem imprez, randek i spotkań ze znajomymi. Rozkoszowałam się wolnością i okazyjnie zaglądałam do książek.
Wraz z rozpoczęciem trzeciego semestru, postanowiłam coś zmienić. Pójść bardziej w rozwój osobisty, zrobić coś dodatkowo. Zastanawiałam się, co takiego mogłoby mnie zainteresować.
Gdy usłyszałam od bliskiej koleżanki o prezentacji na temat wyjazdu do USA, nie zastanawiałam się ani chwili, a z sali wyszłam oczarowana! I umówiona na pierwsze spotkanie. Pamiętam, że poszłam na nie bardzo zdenerwowana. Nie wiedziałam czego się spodziewać po tej rozmowie i od czego ona zależy. Dodatkowym strachem napawała mnie wizja konwersacji po angielsku. Nie używałam tego języka od matury! Lęk minął jednak szybko, a zanim się obejrzałam, miałam za sobą kolejne spotkania i oficjalnie znalazłam się w programie. Moja manager solidnie mnie przygotowywała.
Od razu zaufałam firmie. Nie miałam żadnych obaw. Wierzyłam w proces i w nauki, jakie pobierałam od osób z większym doświadczeniem. Rozmowy z nimi przekonały mnie, jak niezwykły jest ten projekt. Chodziłam na każde spotkanie, by wiedzieć jak najwięcej. Kiedy w trakcie przygotowań nachodziły mnie wątpliwości, bliscy szybko przypominali mi, dlaczego nie powinnam rezygnować. Jestem dziś bardzo wdzięczna za całe wsparcie jakie otrzymałam od przyjaciół i rodziny. Miałam to szczęście, że rodzice od początku byli bardzo podekscytowani szansą jaką daje SW i wspierali mnie na każdym kroku.
Ludzie często powtarzają mi, że jestem odważna. Słyszałam to zarówno od Polaków jak i Amerykanów. Młoda dziewczyna wyjeżdża do Stanów, by sprzedawać książki od drzwi do drzwi. Brzmi jak szaleństwo? Dla mnie brzmiało jak przygoda życia. I tym właśnie było. To najlepsze doświadczenie jakie mnie spotkało.
SW wiele zmieniło. Zmieniło mnie. Na początku myślałam, że tego nie zauważę. A już na pewno nie podczas lata. Jednak ja sama zauważyłam jak inna się stałam.
Wydaje mi się, że tę zagubioną w świecie, wiecznie bujającą w obłokach, niezorganizowaną i rozkojarzoną Anię zostawiłam w Nashville. Zamiast niej pojawiła się nowa. Pewniejsza siebie i wiedząca czego chce i jak to osiągnąć. W niesamowity sposób zmieniło się też moje postrzeganie świata. Zrozumiałam jak ważne jest to, co mówimy do siebie i to, o czym myślimy. Nauczyłam się też, by akceptować rzeczy, które się dzieją, a na które nie mamy wpływu. Nie wszystko potrafimy kontrolować. Powinniśmy się więc skupić na rzeczach, które potrafimy i robić to najlepiej jak umiemy. Dzięki temu jesteśmy szczęśliwsi.
Bycie pozytywną osobą zdecydowanie ułatwia stosunki międzyludzkie. Po pracy w Southwestern, wiem, że nie boję się życia. Nie boję się samotnych podróży, nie boję się spytać obcą osobę o drogę. Jestem samodzielna i niezależna. Wiem, że mogę osiągnąć wszystko, jeśli tylko będę chciała. Każde bariery jestem w stanie pokonać. Te największe tworzymy zazwyczaj my sami. Jest to głównie efekt naszego lenistwa lub niepewności, lęku przed zmianami. Teraz, po moim pierwszym lecie chcę z błyskiem w oku kroczyć przez życie. Chcę spełniać swoje marzenia i realizować cele. Bo wiem, że mogę. Jestem silniejsza zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Moją zmianę dostrzegają przyjaciele, a także wykładowcy! To wręcz nieprawdopodobne!
Co bardzo mi się podobało w wyjeździe, to zdecydowanie możliwość podróżowania. Zwiedzanie zawsze mnie fascynowało, a Stany od dawna były na mojej liście miejsc do zobaczenia. Byłam niezwykle podekscytowana każdym z wielu stanów, jakie udało mi się odwiedzić w to lato. Czuję, że nawet na wszelkie warunki klimatyczne jestem już uodporniona.
Oczywistą korzyścią jest także poprawa angielskiego. Obecnie nie mam oporu, by rozmawiać z kimś w tym języku, wcześniej hamował mnie wewnętrzny lęk.
Przed wakacjami zostałam bardzo dobrze przygotowana, więc spodziewałam się najgorszego. Wiedziałam co może mi się przytrafić w ciągu lata. Szczerze mogę stwierdzić, że nie żałuję ani jednego dnia w pracy. Każda chwila spędzona tam jest dla mnie cenna i niezapomniana. Codziennie uczyłam się i doświadczałam czegoś nowego. Jestem w stanie stwierdzić, że nie było czegoś, co byłoby dla mnie zbyt trudne. Dzięki SW wiem jak rozwiązywać problemy, jak znajdować rozwiązanie w każdej sytuacji.
To co bardzo cenię w tej pracy, to ludzie. Ludzie, których każdego dnia poznawałam, z którymi rozmawiałam, od których się uczyłam i z którymi dzieliłam się przeżyciami. Ale najważniejsze osoby, to moi przyjaciele, z którymi miałam przyjemność pracować. Nie sądziłam, że tak bardzo można się zżyć w przeciągu kilku tygodni, ale to możliwe. Moja organizacja stanowiła namiastkę rodziny. Byli ludźmi, w których miałam oparcie. W ich towarzystwie zawsze był śmiech i radość. Będąc tam, czułam, że jestem częścią, czułam, że jestem na właściwym miejscu. Bo oni rozumieli. I managerowie również rozumieli. Rozumieli najbardziej. Jestem wdzięczna za ich pomoc przed i w ciągu lata. Ich cenne rady i wskazówki były bardzo przydatne.
Dzięki SW narodziły się nowe więzi, przyjaźnie i miłości.
To coś więcej niż letnia praca. To coś więcej niż jakakolwiek praca. Sądzę, że każdy powinien tego spróbować. Chociaż raz. Uważam też, że to praca dla wszystkich. Nie ma tu dyskryminacji. Wierzę, że jeśli człowiek chce, potrafi osiągnąć zamierzony cel i jest w stanie podjąć się na pozór niemożliwego zadania.

Więc komu polecam wyjazd? Każdemu. Dlaczego? Bo to potrafi zmienić całe życie i jest to niepowtarzalna okazja na poznanie samego siebie. Warto.