czwartek, 26 października 2017

Cel

Muszę mieć cel. Jakikolwiek. Muszę być zajęta. To brzmi całkiem logicznie i nie ma w tym nic dziwnego. Trzeba coś robić, inaczej dostanie się do głowy.
Jestem studentką. Właściwie robię dwa kierunki, chociaż z tego pierwszego zostało mi napisanie licencjatu, drugi dopiero zaczęłam. Pracuję też dorywczo jako kelnerka w hotelu.
Staram się być zajęta. I jest dobrze, kiedy jestem. Chodzę na zajęcia, spędzam czas z koleżankami. W weekendy pracuję. Czasem na 5am, czasem na 7am. Właściwie to jestem kelnerką/sprzątaczką. Latam z tacą, odkurzam, zastawiam stoły, liczę obrusy, ścieram kurze ze stolików i barowych stołków, myję podłogi, uzupełniam cukier, nalewam soki, poleruję sztućce i składam serwetki. I jest ok. Po kilku godzinach wracam do mieszkania padnięta. Bolą mnie nogi i ręce, ale psychicznie czuję się nawet zrelaksowana. Bo jestem zajęta i nie myślę. Nie myślę o głupotach. Zamiast tego podśpiewuję pod nosem podczas odkurzania i dzień jakoś mija.
Gorzej jest, kiedy zostaję całkiem sama. Tylko ja i myśli, których nie mogę kontrolować. Paraliżuje mnie strach przed przyszłością, przed niewiadomą, przed zmianami.
Wiem, że muszę się skupić na krótkoterminowych celach, pomaga mi lista zadań do zrobienia. Czasem bez niej nie jestem w stanie ściągnąć prania z suszarki. Czuję się ostatnio tak bardzo nieporadna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz